Nielegalna masarnia w Czarnej Białostockiej
W warunkach urągających wszelkim zasadom sanitarnym odbywała się tam produkcja wędlin. Klientami byli okoliczni mieszkańcy.
Masarnia działała przy jednym ze sklepów spożywczych. Tam też były sprzedawane wyprodukowane szynki i kiełbasy. Właścicielka sklepu oferowała je też letnikom, którzy przebywali w jej agrogospodarstwie. Jako wędliny "wiejskie". Interes kręcił się od dwóch lat.
- Brud, smród i ubóstwo - skomentował warunki sanitarne w masarni podkomisarz Dariusz Kędzior z policji, który był wczoraj w masarni. - Widziałem, jak w pojemnikach z mięsem chodziły jakieś robaki. W brudnym pomieszczeniu były tam też różne zdezelowane maszyny. A wszędzie zapach padliny.
Nie bardzo wiadomo, skąd pochodziło mięso, z którego produkowano wędliny. W masarni znaleziono półtusze różnych zwierząt. Nie było jednak dokumentów ich zakupu. Razem z policjantami w masarni pojawili się też inspektorzy sanepidu.
- Ten zakład funkcjonował bez żadnego nadzoru weterynaryjnego - mówi Artur Wnuk, rzecznik białostockiego sanepidu. - Zabezpieczyliśmy próbki znalezionych tam wyrobów. Będziemy je sprawdzać, czy nie mają włośnicy, gronkowca czy salmonelli. To bardzo groźne dla człowieka choroby. Jeżeli okazałoby się, że ktoś spożył takie nieprzebadane mięso, może trafić do szpitala.
Mundurowi zatrzymali 54-letnią właścicielkę sklepu, do której należała też masarnia. Zabezpieczyli ok.
Nielegalna masarnia została odkryta, kiedy policjanci z wydziału do walki z przestępczością gospodarczą ustalili, że właścicielka sklepu w swoich rozliczeniach podatkowych nie wykazuje faktu, iż handluje mięsem. Na razie nie zadecydowano o jej dalszym losie.
Gazeta Wyborcza